Busz-łazikowanie
Wiosna i jesień to moje ulubione pory na bush-walking. Lato jest często zbyt upalne i wybieram wtedy plażowanie. Zimę z kolei spędzamy raczej w europejskich klimatach (czytaj: znowu mamy lato).
Ostatnie tygodnie w Sydney wyjątkowo nie sprzyjały wyprawom. Koszmarne ulewy przetoczyły się przez miasto zamieniąjac ulice w rwące potoki, a sztormy zasypały piaskiem z plaż okoliczne parkingi. Gdy strumienie wody lały się za oknami, myślami wędrowałam w cieplejsze klimaty odliczając dni do kolejnych wakacji. Nosi mnie, by znowu wybrać się na całodzienną wyprawę w australijską dzicz. Z chęcią wybiorę się znowu na przykład do rezerwatu przyrody Muogamarra. Choć w tym przypadku muszę uzbroić się w cierpliwość, bo miejsce to jest otwarte raptem 12 dni w roku, przez 6 wiosennych weekendów. Jakby tego było mało, liczba odwiedzających nawet w te kilka dostępnych “okien” jest reglamentowana. Wszystko to w imię ochrony przyrody. A jest co chronić.
W parku wytyczonych jest kilka szlaków; od krótkich, 30-minutowych po 6-godzinne. Wszystkie zaczynają się i kończą w punkcie informacji turystycznej, gdzie liczne tablice informacyjne poszerzają wiedzę zwiedzających w zakresie lokalnej fauny i flory. Na zwiedzanie parku można się wybrać z przewodnikiem jednak my wybraliśmy opcję eksploracji niezależnej. Przewodnik-elekt naszej 20-osobowej grupki to bywalec tego miejsca z poprzednich lat. Po kilku godzinach szwendania się po lesie, dotarliśmy nad urwisko, gdzie w pełnym słońcu, przy zapierających dech w piersi widokach na Hawkesbury River i Mooney Mooney wpałaszowaliśmy przyniesione kanapki. Eh, żeby tak codziennie jeść obiad z takim widokiem!
Poniżej foto-relacja ze spaceru: